Po tym jak wpadłam do gabinetu ojca pan Dumbledore powiedział wszystkim aby wyszli po chciałby ze mną porozmawiać w cztery oczy. Kiedy już wyszli zamykając po sobie drzwi dyrektor Hogwartu zapytał się mnie:
- Lilianno, a czy ty przypadkiem nie wiesz co dzieje się z twoimi listami? - zapytał. Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam.
- Nie skąd panu przyszedł ten pomysł do głowy? - zapytałam. Nigdy nie sądziłam ze moja gra aktorska jest dobra co nie znaczy że jej używałam.
- A nie wiem może stąd że ty i twoja siostra razem podsłuchiwałyście jakbyście miały coś do ukrycia. - powiedział mrugając w moją stronę. "O nie zaraz się wyda." - Lilianno czy to była twoja sprawka?
- Ja...znaczy...tak. - przyznałam się pan Dumbledore był bardzo miłym i pozytywnym czarodziejem. Nie mogłam go okłamać.
- Dlaczego to zrobiłaś? Opowiedz. - powiedział patrząc ci prosto w oczy. Nie chciałaś nic mówić gdy nagle pękłaś i wszystko mu powiedziałaś.
- Przepraszam. Ja bardzo chciałam nic nie zmieniać, bałam się co nadejdzie w chwili gdy przekroczę drzwi Hogwartu. - powiedziałam ze łzami w oczach. Jestem dość płaczliwym dzieckiem.
- Strach jest naturalnym ludzkim uczuciem. Przed nim nie uciekniesz, możesz jedynie do niego przywyknąć i jakoś z nim żyć zwalczając go. - powiedział mi.
- Ma pan rację. Nie ucieknę od Hogwartu nawet jakbym mocno chciała. - powiedziałam, gdy Pan Dumlegore podał mi list dla ojca tobie do ręki. Tym razem nie chciałaś już mieszać i poniżać swojej rodziny.
01.09.1992
Nadszedł najmniej upragniony dzień w całym moim 11-letnim życiu - 1 września - dzień w którym pojadę do Hogwartu. Właśnie
stałam koło matki na peronie 9 i 3/4. "Jak ja się dałam na to namówić?
Dlaczego tu jestem?" myślałam "Już wolę żeby ktoś rzucił na mnie avadę, dobra może trochę przesadzam.". Spojrzałam na swojego po mojej lewicy ojca w jego oczach
dostrzegłam iskierkę rodzicielskiej dumy co nie jest nowością. "Czy warto cierpieć za dumę
ojca?" Chciałam wszystko na spokojnie przemyśleć i trochę uwolnić się od tego stresu.
- Przejdę się
chwile. - powiedziałam i powoli odeszłam zatapiając się w mych myślach. "Co ja tutaj robię? Nie
powinno mnie tu być. Ale to szczęście na twarzy ojca. Za jakie grzechy". Moje rozmyślenia przerwał jak zawsze mój upadek na podłogę. Chyba przestanę myśleć kiedy gdzieś idę.-
Ojej, przepraszam. Zagapiłam się. - usłyszałam cichy dziewczęcy głos.
Otworzyłam oczy. Przede mną stała ruda dziewczynka wyglądająca na mój
wiek. Miała wyciągniętą w moim kierunku dłoń.
- Nic się nie stało. - mówiłam podając jej rękę by pomogła mi wstać. "Jest całkiem miła. Na złą osobę też nie wygląda." - To nie twoja wina. Ja też powinnam przeprosić. A tak w ogóle Jestem Lilianna, a ty? - zapytałam.
- Ginny. Ginny Weasley. Miło mi. - powiedziała i w tej chwili zbladłam. Zrozumiałaś Słyszałam już to nazwisko. Ojciec zawsze nam mówił
abyśmy trzymali się z daleka od Weasleyów, zdrajców krwi, którzy
przyjaźnią się z mugolami i szlamami. Ginny wydawała mi się bardzo
przyjazną i miłą osobą. A po nazwisku nie wolno ludzi oceniać. Znam to z poświadczenia.
- Mi też. - powiedziałam z przyjaznym uśmiechem.
- Lilianno! - usłyszałam jak ktoś mnie woła, nie musiałam się nawet odwracać by wiedzieć kto to. "Tylko nie on..."
- Draco... - szepnęłam i spojrzałam na Ginny, dalej stała przede mną uśmiechając się.
- Lilianno! Co ty tu robisz? Twoi rodzice cię szukaj. - w tym
momencie zauważył Ginny. - Weasleyowa co ty tu robisz!? - Ginny
spojrzała na mnie, patrzyła na ciebie jakby nic nie rozumiała,
odwróciłam wzrok, chciałam płakać, bolało mnie to że Draco zawsze zaczyna kłótnie. Był dla mnie jak brat, wychowaliśmy się razem, no może nie w tym samym domu, ale do jego domu miałam 10 minut piechotą z mojego domu.
- Malfoy! Zostaw moją siostrę.
- spojrzałam w stronę z której dobiegał głos. W naszą stronę szedł rudy
chłopiec razem z nim czarnowłosy chłopak z okularami.
- Ron Weasley i Harry Potter co za zaszczyt. Nie martwcie się przyszedłem tylko po koleżankę. - pokazał na mnie. Miałam taka ochotę go uderzyć. Ale patrząc na oczy Ginny odeszła ode mnie ochota.
- Draco! Lil! Ile można na was czekać? - usłyszałam głos Drake, odwróciłam się to był on i Vanessa, szli w waszym kierunku. "To teraz się zacznie."
- White. - usłyszałam głos Harrego. Czułam że był przesiąknięty nienawiścią, kiedy wypowiedział moje nazwisko.
-
O, Potter i Weasley. - powiedział ucieszony Drake, wiedziałam że jeśli
tego nie zakończę będzie źle.
- Bracie, Draco chodźmy już. Nie zaczynacie czegoś bez powodu. - powiedziałam i znów spojrzałam na Ginny jakby zaniemówiła gdy usłyszała że do Drake mówię bracie.
- Bez powodu? Bycie zdrajcami krwi jak Weasley to już poważne przestępstwo. Nie wystarczą nam już tamte rude łby, dorzucili jeszcze jednego. - powiedział patrząc na Ginny, która po tych słowach zaczeła płakać. "O nie. Przepraszam za nich, Ginny."
- Drake, Draco proszę. - szepnęłam gdy moje oczy powoli zaczęły być mokre.
- Jak skończymy to pójdziemy. - powiedział Draco.
Spojrzałam na Vanesse błagalnie, ona też
nie lubiła się znęcać na Gryfonach.
- Dobra panowie zaraz pociąg odjedzie. - powiedziała, a ja wysłałam jej dziękujące spojrzenie.
- Ale... - zaczął Drake, ale Vanessa mu przerwała.
- Naprawdę chcesz się kłócić przy Lil. Chodź siostruś. - powiedziała łapiąc mnie za rękę i prowadząc do pociągu.
- Zobaczymy się na miejscu. - powiedział Drake do Harrego i poszedł z Draco w waszą stronę. Zanim weszliśmy do pociągu pożegnaliśmy się z rodzicami w głowie wtedy miałam tylko jedną myśl: "Biedna Ginny."
W pociągu usiadłam sama, nie chciałam siedzieć z rodziną i Draco.
Chciałam wszystko przemyśleć, to co zdarzyło się na peronie a poza tym nadal obawiałam się Hogwartu. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam na nie, stała w nich Ginny.
- Czy mogę się przysiąść? - zapytała z lekkim uśmiechem. Nie wiedziałam co się dzieje jedyne co mogłam powiedzieć to...
- Pewnie. - powiedziałam. " Myślałam że po tamtej akcji się już do mnie nie odezwie." Usiadła na przeciw mnie.
- Chcę z tobą pogadać... - zaczęła, ale jej przerwałam czułam w środku że muszę.
- Przepraszam, za Draco i za Drake. Naprawdę mi przykro. - mówiłam patrząc w okno...płacząc
- Lilianna ja... - zaczęła siadając obok ciebie.
- Mów mi Lil jeśli chcesz. - powiedziałam odwracając się w jej stronę. - Wszyscy mi tak mówią.
- Dobrze, więc
Lil ja chcę się o coś spytać, mogę? - zapytała, a ty przytaknęłam. -
Więc dlaczego bolało cię to wszystko co tam się stało, bo wiesz kiedy
rozmawiałaś byłaś cała uśmiechnięta i szczęśliwa, a potem widziałam twoją minę wyglądałabyś jakbyś cierpiała? - zapytała.
- Bo
byłam szczęśliwa pierwszy raz odezwała się do mnie dziewczynka w moim
wieku, poczułam wtedy że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. - odpowiedziałam
patrząc znów w okno. - Nie chciałam iść do Hogwartu. Chowałam listy
przysyłane przez sowy, ale pewnego dnia do naszego domu przyszedł sam
Albus Dumbledore, a potem wszystko się potoczyło tak że musiałam jechać
do Hogwartu. Nie miałam wyjścia.
- Lil ja nie powinnam o to pytać przepraszam, ale
chcę żebyś wiedziała że ja też wiem jak to być ocenianą ze względu na
rodzeństwo czy rodzinę. - odwróciłam się w jej stronę.
- Ginny ja... - w tym momencie do przedziału wbiegli dwaj rudzi chłopcy.
- George, Fred wyjazd stąd! - krzyknęła na nich. To byli jej bracia.
- A dlaczego. - powiedział George.
- Mamy cię słuchać. - dokończył Fred.
- Przecież to my jesteśmy starsi. - powiedzieli równocześnie. "Co za komiczna sytuacja."
- Nie widzicie że rozmawiam z przyjaciółką? - zapytała ich Ginny. "Przyjaciółka?" Ucieszyłam się na samo te słowo, moja pierwsza przyjaciółka.
Bliźniacy dopiero mnie zauważyli. Jeden usiadł koło mniee z lewej, a
drugi z prawej.
- Jestem Fred, a to George. - powiedział ten z lewej...Fred, chyba.
- Jesteśmy z trzeciego roku, a ty z pierwszego, tak? - zapytał George.
- Tak. - potwierdziłam i lekko się zarumieniłam.
- Jak masz na imię? - zapytał George, spojrzałam w jego brązowe oczy.
- Lilianna White. - powiedziałam odwracając od niego wzrok. Oni spojrzeli na Ginny, a ta im przytaknęła.
Całą
resztę drogę przesiedziałam z Ginny i bliźniakami. Wszyscy we troje się
zaprzyjaźniliśmy. Nie żałowałam, ani minuty spędzonej z nimi. Poczułam się naprawdę dobrze i radośnie będąc z nimi a najszczególniej podobała mi się gra w eksplodującego durnia wygrałaś z bliźniakami i Ginny, później jedliście fasolki różnych smaków, trawiły mi się rzygi, kiedy wypluwałam je przez okno Fred i George się śmiali. Mieli takie cudowne uśmiechy. Dowiedziałam się że urodzili się 1 kwietnia w Prima Aprilis, nie zdziwiło mnie to za bardzo. Jednak
kiedy razem z Ginny znalazłyśmy się przed Wielką Salą zamarłam, moje nogi były jak z waty a ręce odmawiały posłuszeństwa. Coraz
bardziej bolał mnie żołądek. Weszliśmy do Sali, spojrzałam na stół
ślizgonów, lecz później twój wzrok zwrócił uwagę na stół Gryfonów gdzie
siedzieli bliźniacy machający do mnie i do Ginny. Czekałyśmy na swoją kolejkę do tiary.
- Ginny Weasley!! - zawołała ją McGonagall. Posłałaś jej pokrzepiający uśmiech. Tiara prawie od razu krzyknęła. - Gryffindor!!
Parę osób później...
- Lilianna White!! - zawołała mnie McGonagall, bałam się, tak bardzo się bałam.
-
White...White. Odwaga nie wiary godna, mądrość też gości w twoim umyśle. Widać u ciebie podobieństwo siostry, jednak coś się tu
różni...przeznaczenie. Tak twoje przeznaczenie to nie Slytherin. Slytherin to nie twoje miejsce i ty o tym zapewne
wiesz, ale boisz się, boisz się zawieść rodzinę i
przyjaciół...zapewniam cię wszystko się ułoży a więc niech
będzie...Gryffindor!!!! - ostatnie słowo wykrzyczała. Nie byłam zaskoczona. Wstałam starając
się nie patrzeć na stół ślizgonów. Gdy usiadłam obok Ginny powiedziała mi cicho że
wszystko będzie dobrze. "Czy ja ich zawiodłam?"
Byłam już w swoich pokoju, jak się okazało ja i Ginny mieszkamy
tylko we dwie. Co mi nie przeszkadzało. Ginny martwiła się o mnie i choć znałyście się krótką
ona traktowała mnie jak siostrę. Ja ją traktowałam tak samo. Siedziałyśmy teraz z Ginny na jej łóżku
i gadałyśmy, dopóki pukanie w drzwi nam nie przeszkodziło. "Kogo tu niesie o takiej porze?" Ginny
podeszła je otworzyć, w momencie gdy je lekko uchyliła do środka wpadli
bliźniacy.
- Ty i ty, idziecie z nami. - George wskazał na Ginny i mnie.
- O co wam chodzi? - zapytałam, moja mina musiałabyć bez cenna.
- Widać że nie pójdą z nami po dobroci, prawda George? - zapytał Fred brata. "Oj coś dobrze tego nie widzę."
- Prawda Fred. Więc wiesz co będziemy musieli zrobić, prawda Fred? "Czy oni się dobrze czują?"
- Tak, George. "..."
- Chłopaki o co wam chodzi? - zapytała Ginny.
- Brać je! - krzyknęli równocześnie. Fred zarzucił sobie Ginny przez ramię, a George zrobił to ze mną. Czułam się jak wór kartofli.
- Chłopaki odbiło wam? - zapytałam razem z Ginny.
- Troszeczkę. - powiedzieli równocześnie. "Echh..."
Ciągnęli mnie i Ginny przez wiele korytarzy. Ludzie gapili się na nas jak
na chorych umysłowo. Najdziwniejsze jest to w jakie miejsce nas
przyciągnęli, do biblioteki. Lubiłam czytać, a wręcz kochałam, ale czemu akurat tutaj?
- Dlaczego nas tu... - ktoś mi przerwał. Odwróciłam się. W moją stronę biegła Vanessa.
- Lil! - krzyknęła rzucając mi się na szyję. - Lil ja tak bardzo przepraszam.
- To nie twoja wina. - powiedziałaś. Jej głos brzmiał jakby dopiero co przestała płakać.
-
To ja jestem najstarsza. To przeze mnie ty już możesz nigdy nie wrócić
do domu. A Drake jest teraz załamany. - mówiła płacząc. -
Prze..przepraszam.
- Van, to moja wina, daj mi dokończyć. Wiem
dziś wiele rzeczy zostało zniszczonych, ale tak musiało być,
przeszłości nie zmienisz. - powiedziałam do niej uspokajająco. Spojrzałam na
bliźniaków i Ginny. Fred i ona wskazali na Georga, który jakimś cudem
nie widział znaków dawanych przez rodzeństwo. "Dziękuję George."
***
No to moi kochani to już drugi rozdział. Pomyślałam o czymś pod tam tym rozdzialikiem były dwa komentarze. Ale czy mogli byście to przebić, a więc tak trzy komentarze i lecę z następnym takiej samej wielkości rozdziałem.
Papatki!